06.07.2018
Dziś ruszamy na wyspę KRK! Hurra w końcu wyspy, tak bardzo na nie czekaliśmy. Trasa do mostu dość niebezpieczna,ruch jak na A1, po drodze grzmiało i popadało troszkę, ale widoki ponownie wszystko rekompensują.
Dotarliśmy na most. Bramki jak na autostradzie. Nie ma nigdzie przejścia dla pieszych ani rowerów więc stoimy w korku z resztą pojazdów. W końcu nasza kolej. Pytamy się czy mamy przejechać jakoś bokiem czy płacić? Nie zdążyliśmy przejechać a wszyscy w budkach śmiali się w głos.
haha chcieli płacić za rower.
Nooo cooo chcieliśmy podejść do sprawy uczciwie 😀
Widoki na moście nie pozwoliły tak po prostu przejechać, straciliśmy tam trochę czasu. Nocleg na KRK mamy załatwiony u pewnego pana, którego nie mieliśmy okazji jeszcze poznać. Mieszka on w miasteczku Vrbnik. Dojechaliśmy tam o 22.00.
Zapoznaliśmy się i zostaliśmy poczęstowani daniem z baraniny. Mniam Mniam, jak dobrze jest zjeść coś ciepłego po całym dniu. Poszliśmy rozłożyć namiot na ranczu. Spaliśmy z trzema ujadającymi psami.
07.07.2018
Obudziło nas słońce. Ledwo wyturlaliśmy się z namiotu. Poszliśmy przywitać się do gospodarza, zaskoczył nas przygotowanym dla nas śniadaniem. Świeże serdele z nocnego połowu i chlebek z oliwą. Do tego na deser czerwone wino z 7 rodzajów winogron. Najlepsze jakie w życiu piłam!!!
Po Śniadaniu, pokazał nam swoje gołębie. Jedne były takie śmieszne, miały piórka na nóżkach i mówił, że są to Goluby w gaciach! ”Slavonski gaćan”.
Ułożyliśmy sobie plan, zostajemy tu 3-4 dni, nie nadużywając gościnności i na puste rowery zwiedzamy wyspę. Ruszyliśmy do miasta Krk. Kąpiel w morzu, pyszny arbuz. Szybkie zwiedzanie miasta i jazdzaaaa na Vrbnik bo dzisiaj wieczorem mecz Chorwacja-Rosja!
Wyścig z czasem… W końcu jakimś cudem dotarliśmy do namiotu, ogarnianie na wariata i szukanie knajpki z telewizorem.
Siedzieliśmy głodni i oglądaliśmy mecz popijając piwko, nie odważyliśmy się prosić o jedzenie. Po pierwsze kucharz siedział z nami,
a po drugie nie wiadomo co byśmy dostali 😀 Dzieci zamawiały piwo za zahipnotyzowanych rodziców, ”tfu biir plis” wykrzyczał mały chłopczyk w trakcie gdy zapadła cisza, najpierw lekka dezorientacja a za chwilę wszyscy wpadli w śmiech.
Chorwacja wygrała! Impreza w miasteczku, wszyscy krzyczeli, dzieci tańczyły i odpalały race (u nas nie przeszło by bez echa).
Szaleństwom nie było końca, za to my musieliśmy już wracać do niamiotu. Tym razem rowery prowadziliśmy 😀
08.08.2018
Namiot się topi, barany beczą, gołębie gruchają, psy ujadają a nasz gospodarz jeździ w kółko na motorze.
Choć mieliśmy czas się wyspać to nie mieliśmy szansy. Gospodarz z rana pojechał po cevapcici i Zlahtinkę. Nasze śniadanie wyglądało jak porządny tłusty obiad.
Ciężkie, tłuste, zapite winem na lepsze trawienie. Ahh i jeszcze rosół z gołębia z gorgonzolą czyli po prostu juha z goluba 🙂
ps. mam nadzieję, ze to nie ten którego głaskałam dzień wcześniej.
Według gospodine powinno dać nam moc i dużo energii której potrzebujemy na jazdę rowerem, ale my
mieliśmy ochotę iść spać 😉 Oczywiście nie narzekaliśmy, bo było pysznie i jeszcze w dodatku podane pod ,,mordę”.
Do Tego prywatny koncert. W sumie ,,poranna” romantyczna kolacja jak dobrze zamknę oczy 😀
Pan Anton jest muzykiem i myśliwym a na codzień pracuje na poczcie. Taki nasz listonosz na motorze.
Czas ruszać na Baške. Według gospodarza droga super trochę pod górkę trochę w dół.
Od początku żółwie tempo, pod górkę 10,5km a na przerzutkach 1;2.
Jakie to nieziemsko miłe uczucie gdy jest się na szczycie. Teraz tylko ok 8 km w dół! I weź tu wracaj…
Widoki towarzyszące nam całą drogę malowały uśmiech na twarzy. Baśka to mały uroczy port, duża plaża, camping, deptak i pamiątki.
Czułam się tam dobrze.
Godzina 17;00 czas już wracać. Postanowiliśmy wrócić autobusem. Nie baliśmy się wysiłku ale trasa powrotna niezbyt jest bezpieczna poza tym zaoszczędzimy czas i wrócimy do Krk. Cały dzień nic nie jedliśmy, kuchenki nie braliśmy więc dzisiaj pizza. Żaden z nas nie zaprotestował.
Po ultra gorączce czas na trochę deszczu i wyładowań atmosferycznych, my już w trasie więc Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. I taka sytuacja:
Podjechał pan jakimś rzęchem do tankowania. Otworzył drzwi i wlał w baniaki do środka 200litrów 😀 Wzbudził zainteresowanie nie tylko nasze ale i pracowników zastanawiających się co zrobić.
U nas zabiliby go śmiechem ale na wyspach kto by się przejmował. Powrót, myju myju i usnęliśmy w 3 sekundy.