Z Zadaru ruszamy do Rażanac i tam poszukamy noclegu. Po drodze zatrzymamy się w Decathlonie.
Rozwalił mi się licznik, Łukasz zgubił w wodzie kąpielówki 🙂
Dojechaliśmy na miejsce bardzo późno. Przymieraliśmy głodem i nijak nam było robić wyżerkę więc postanowiliśmy zaszaleć, iść do restauracji w romantycznym klimacie przy lampce wina. Wykąpaliśmy się na plaży przy miejskim kranie i ubraliśmy najlepsze ciuchy czyli wymiętą koszulkę i wyblakłą polówkę, ale nie miałam siły na wstyd, wszystko jedno.
Nie było miejsc w żadnej knajpie. Bardzo małe miasteczko w którym było ogrom ludzi. Zaproponowano nam wolny stolik dopiero za 20 min w ,, Matkovo dvor”. Miejsce było bajeczne,w stylu starej chaty z wielkim piecem gdzie rzucali mięcho na żywy ogień,wszystko otoczone murem a za nim morze i góry. Zamówiliśmy ,,prażene lignje i meszane meso”. Czekanie na posiłek nie było takie złe, była okazja porozmawiać. Wszystko byłoby dobrze, ale przedłużyło się do godziny. Zdążyłam zasnąć na stole kiedy przyszedł kelner i podał gumowe lignje i psią porcje dla Łukasza, nie zjedliśmy zbyt wiele, po prostu się nie dało. Wielka szkoda, byliśmy naprawdę źli ponieważ recenzje były bardzo dobre.
Niczym zombie podreptaliśmy na plaże spać, schowaliśmy się za murkiem który oddzielał nas od ulicy. Tym razem w nocy obudziły mnie nietoperze. Latały bardzo nisko, rzucając się w światło latarni i atakowały ćmy. Rzucałam im małe kamyczki i obserwowałam jak je atakują.
09.08.2018
Poranny widok z plaży w Razanac jest przepiękny, gdyż rozpościera się na pasmo górskie Velebit.
Nas niestey obudził smród z Toi Toi które za murem więc spakowaliśmy się tak szybko jak nigdy. Kąpiel zaliczyliśmy dopiero na sąsiedniej plaży, była tam rybacka keja i prąd. Łukasz naładował baterie do drona, będziemy mogli zrobić krótki filmik.
Kierując się na Pag towarzyszyły nam kosmiczne warunki, przyroda wyglądała jak na księżycu. Łukasz pokierował nas boczną trasą, po drodze stały nietypowe nagrobki znane dla tych terenów, nieopodal kilka drzewek gdzie chowały się owce.
W oddali surowe góry i morze kojarzyły mi się ze scenerią post apokaliptycznego filmu.
Gdy zjechaliśmy na asfaltową trasę podjechaliśmy do sklepu a z nami w tym samym czasie dwóch rowerzystów jak okazało się z Polski.
Było to dla nas miłe zaskoczenie. Podróżując po Chorwacji spotkaliśmy wielu podróżników ale nie rodaków. Gawędziliśmy przed sklepem jeszcze trochę czasu, paroma łykami ukoiliśmy pragnienie wiśniowym zimnym Karlovaćko. Pożegnaliśmy się i każdy swoim tempem ruszył na przód. Spotkaliśmy tych fantastycznych ludzi jeszcze kilka razy m.in na Paśki most.
Kąpiel na plaży, odpoczynek, co dalej? Miasto Pag to typowo turystyczna zatoka. Duża piaszczysta plaża z mętną wodą, setki turystów, gwar i pamiątki. Widoki były piękne ale sam klimat nie dla nas. Choć Łukasz, znalazł coś dla siebie. Biegał po opuszczonym hotelu ponad pół godziny a ja pilnowałam rowerów.
Gdy ruszaliśmy do Novaliji był już wieczór, tylko 25km drogi, wieczorem temperatura jest dogodniejsza, jedzie się dużo
szybciej. Jedziemy boczną drogą… Łukaszowi rozwalił się bagażnik! Czy my nie możemy zwyczajnie planowo dojechać do miejsca … nic nie widać, noclegu nie znajdziemy bo wokół dzicz i płoty a aluminium nam nie zespawają 🙂
Mój MacGyver uciął kawałek drutu z płotu i w towarzystwie szarej taśmy naprawił bagażnik. Straciliśmy w sumie godzinę czasu.
Organizm prosił się o sen. Jechaliśmy po piaszczystej, rozkopanej, krętej drodze. W tle słyszeliśmy szmer, wycie zwierząt i kilka razy nacieliśmy się na bardzo głebokie doły. Nie wiem czy na sktuek przebudowy czy są tam naturalnie ale były przerażające w tych ciemnościach. Przed północą byliśmy na miejscu. Tłumy młodych ludzi, knajp i klubów czyli z deszczu pod rynnę 🙂 Nie jest to klimat który robi na nas wrażenie, ale mimo wszystko byłam zadowolona, zasypiając na plaży w towarzystwie muzyki i bawiących się w tle ludzi.
12.08.2018
Ostatne dni byliśmy w Novaliji, starej Novaliji i na ZRCE Beach.
Chciałam też bardzo zobaczyć Kolansko Blato, w drodze do którego Łukaszowi rozwaliła się druga strona bagażnika. Doświadczony już w tych sprawach majster znalazł drut i naprawił bagażnik. Naprawa zabrała dużo czasu. Brak cienia, ciężkie rowery i piaszczysto kamienista droga opóźniały nas dodatkowo a palące słońce zabierało wszelkie chęci na poszukiwanie słynnych tam ptaków.
Następnie dotarliśmy do miasteczka Simuni i tam już na spokojnie rozłożyliśmy się na plaży. Jedliśmy pizzę i wystarczająco pełna ostatni kawałek odłożyłam na później. Niestety po godzinie zżarły ją mrówki.
Wieczorem poszliśmy na koncert lokalnej kapeli, która grała przy miejskiej kei. Po zabawie odkryliśmy na plaży pod drzewem oliwnym miejscówkę na sen.
Obudziłam się z bolącym okiem. Oliwka spadła mi prosto na oko, całe szczęście nie wyszedł siniak.
Dziś próbujemy wyjechać z Pagu. Trasa pod górę, ale bywały gorsze. Kupiliśmy Paski sir i w miasteczku Pag przeczekaliśmy do 16 najgorsze słonce.
Solanki za miastem zajmują spore hektary, warto się tam zatrzymać, a po ich starszej części można pospacerować. Na koniec puściliśmy drona, hałas wypłoszył owce z pastwiska więc czym prędzej zawinęliśmy rowery, żeby nie zostać opieprzeni 🙂
Zanocujemy w Razanac na tej samej plaży co ostatnio lecz tym razem z dala od kibelków.
13.08.2018
Od samego rana jesteśmy w drodze, trasa na Zadar to jakiś kooooszmaaaaar! Zajechaliśmy w południe. Odpoczywaliśmy na ławeczce przy morzu, Łukasz grzebał przy bagażniku, a ja zasnęłam na ławce w parku. Na dłoni usiadła mi pszczoła, gdy się poruszyłam użądliła mnie w palec, ręka zdrętwiała i nie za bardzo mogłam nią ruszać.
Pojawił się więc problem, co dalej?? Jak pojedziemy w trase to będzie jeszcze gorzej, a jak zostaniemy to stracimy jeden dzień.
Postanowiliśmy zostać, po dwóch godzinach ręka zmieniła swoje rozmiary na xl.
Znaleźliśmy nocleg na „Warm Shower”. To stronka dla rowerzystów, gdzie inni za darmo oferują nocleg. Nas ugościł starszy pan. Dostaliśmy pokój. Niestety noc była okropna, spaliśmy w blokowiskach, na ostatnim pietrze. Gotowaliśmy się, było parno, zbierało się na burze. Lukasz otworzył balkon i spał na podłodze głowa w zygowniku 🙂 Nie byliśmy jedyni. Za oknem widać było ludzi odpoczywających na balkonach, a pani na przeciwko spała tak jak Lukasz tylko na krześle.
Gdy się wybudziliśmy nie mogłam poznać się w lustrze. Wyglądałam jak muminek więc czym prędzej pożegnaliśmy się z gospodarzem i kupiłam leki w aptece. Nigdy wcześniej nie miałam alergii i zupełnie nie przewidziałam tego co si stało. Nie ma co się użalać więc założyłam okulary i ruszyliśmy w drogę! Tym razem na południe !